u fryzjera
Fryzjer zakład wybudował.
Tak usługi reklamował:
Jestem wprawny
niesłychanie,
strzygę, golę, panów, panie,
mogę upiąć piękne koki
lub ułożyć zgrabne loki,
na życzenie pofarbuję,
pokręcone wyprostuję.
Przyszła owca długowłosa,
zarośnięta aż do nosa:
„Proszę pana, bardzo
proszę
by pan ze mnie zrobił osę.”
Już nożyczki w ruch
ruszyły,
talię pięknie wygoliły,
potem mycie, farbowanie.
Wszystko to nie było
tanie,
a do tego długo trwało.
Klientce się podobało
i gdy w lustrze się
ujrzała
to ze szczęścia zabeczała.
Istna osa, groźna mina,
owcy już nie przypomina,
żółto-czarna, a po bokach
niby skrzydła w lekkich
lokach.
Dumna wraca do barana
Ten oniemiał ! „Oj
kochana”,
mówi do niej, „no to
teraz
wyjdziesz za mąż za
fryzjera !”
Wszem wiadomo: i w Paryżu
też nie zrobią
z owsa ryżu.
W skórze owcy lepiej
chodzić
niż w straszydło się
przerodzić.
Copyright by Ewa Krzywka © 2013
pchła, komar i kleszcz
Po psim grzbiecie pchła
skakała,
gdzie ukąsić się wahała,
nagle widzi pana kleszcza:
„Witam, niech się Pan nie wkleszcza,
więcej ruchu nie zaszkodzi,
gruby brzuch mieć nie uchodzi.
Może trochę się przejdziemy,
kropli rosy napijemy
i o życiu pogadamy.
Przecież czasu dużo mamy.”
Kleszcz wkleszczanie więc
odkłada,
staje obok i powiada:
„Dawno pani nie widziałem,
od komara zaś słyszałem,
że jest pani mistrzem w skokach,
zgrabnie skacze po psich bokach.”
Pchła mu na to: „Och mój
drogi,
przez skakanie bolą nogi.
Gdybym może skrzydła miała,
to bym sobie polatała
i do tego świat zwiedziła,
przy okazji odchudziła.
Taki komar to ma życie,
lata sobie wyśmienicie,
co dzień inne je śniadanie,
przez ruch szczupły niesłychanie.”
Komar z góry się odzywa:
„Powiem wam, że różnie bywa.
Odganiają od jedzenia,
gardło boli od bzyczenia,
wciąż polują na mnie ptaki,
w sumie los mój byle jaki.”
O posiłku zapomnieli,
bo w dyskusję się
wciągnęli,
a tymczasem ich śniadanie
gdzieś uciekło
niespodzianie.
Pies uniknął pogryzienia,
dyskutanci zaś jedzenia.
Czy owady, gady, ptaki,
ryby, ssaki i robaki,
czy to komar, pies, czy pchła,
każdy jakiś problem ma.
Copyright by Ewa Krzywka © 2013
kacze jajo
Opowiadał indyk kurze,
kacze jajo
Opowiadał indyk kurze,
że raz kwoka jajo duże
pośród swoich w gnieździe miała,
z troską je wysiadywała.
Jej różnicy nie robiło
to, że jedno większe było.
Urodziły się pisklęta.
Lekko była tym przejęta,
że największe z nich dziób miało
trochę płaski i huśtało
nim na boki, gdy stawiało
pierwsze kroki, a do tego
nogi krótkie. Coś dziwnego.
Dłużej nad tym nie myślała,
zaraz wszystkie pokochała.
Dzieci żółte jednakowo,
byle się chowały zdrowo.
Poszła z nimi na podwórze,
chcąc pokazać starszej kurze.
Gdy z małymi w ziemi drapie,
duże się w kałuży chlapie.
Małe ko ko sobie gada,
duże kwa kwa odpowiada.
Gęś jej szepcze w ucho tak:
to nie kura, inny ptak.
Kwoka na to: no cóż trudno,
wszystkie dzieci kocham równo.
pośród swoich w gnieździe miała,
z troską je wysiadywała.
Jej różnicy nie robiło
to, że jedno większe było.
Urodziły się pisklęta.
Lekko była tym przejęta,
że największe z nich dziób miało
trochę płaski i huśtało
nim na boki, gdy stawiało
pierwsze kroki, a do tego
nogi krótkie. Coś dziwnego.
Dłużej nad tym nie myślała,
zaraz wszystkie pokochała.
Dzieci żółte jednakowo,
byle się chowały zdrowo.
Poszła z nimi na podwórze,
chcąc pokazać starszej kurze.
Gdy z małymi w ziemi drapie,
duże się w kałuży chlapie.
Małe ko ko sobie gada,
duże kwa kwa odpowiada.
Gęś jej szepcze w ucho tak:
to nie kura, inny ptak.
Kwoka na to: no cóż trudno,
wszystkie dzieci kocham równo.
Copyright by Ewa Krzywka © 2014
ciasto drożdżowe
siedzą drożdże nadąsane
bo w lodówce zapomniane
a tam ciemno lodowato
czas się rozgrzać – idzie
lato
razem z mlekiem się
sprężyły
i na zewnątrz wyskoczyły
wprost do misy która
stała
obok z mąką i ziewała
cztery jajka krzyczą z
półki
halo - weźcie nas do
spółki
podskoczyły na dno wbiły
a skorupki zostawiły
cukier co ma uśmiech
słodki
myśli - pewnie będą
plotki
wskoczył w misce się
rozpycha
zróbcie miejsce mi do
licha
zerknął wiatr – będzie
zabawa
staje obok wzrokiem bada
dmuchnął i rozkręcił
wszystkich
wskoczył olej słysząc
piski
słońce mocno zaświeciło
ciepło miło się zrobiło
rosną drożdże wraz z
kumplami
i witają stół palcami
aż piekarnik się otworzył
formę na półce położył
moi mili – krzyczy –
wchodźcie
i na blasze się
rozgośćcie
już się wszyscy
wgramolili
jeszcze my – słyszą po
chwili
to rodzynki ze słoika
pchają się do piekarnika
zatrzasnęli w końcu
drzwiczki
upał rozpalił policzki
pięknie się zarumienili
w smaczne ciasto
zamienili
zrobić ciasto – prosta
sprawa
a do tego jest zabawa
moja babcia tak mówiła
jak na drożdżach rośniesz
miła
Copyright by Ewa Krzywka
© 2013-02-06
latawiec
Niegrzeczny, sprytny latawiec,
z papieru czapkę piękną miał.
Zrobił go stolarz, a krawiec
cieniutki sznurek przywiązał.
Latawiec ten, kolorowy,
różowo-żółty, w krateczkę,
na spacer zawsze gotowy
nakładał chętnie czapeczkę.
Bezpiecznie sznurek go trzymał
lecz urwis był z niego, że ho!
Wykręcał się i wyginał,
utrzymać w rękach nie szło.
Po niebie tańczył wesoło,
ogonem chmury rozganiał,
zataczał olbrzymie koło
i z góry wszystkim się kłaniał.
Szeleścił, furczał, terkotał:
„po co sznur szur-szur szuru szu”,
chór ptaków jemu wtórował:
„zerwij go, fru-fru, ćwir, gruchu”.
Sznurek go trzymał nad łąką,
a on chciał polecieć sam w świat,
przytulić gwiazdy i słonko,
zobaczyć kto księżyc kradł,
kto robi chmury i z czego,
skąd mgła się bierze nad ranem,
czy tran jest z kranu traniego,
kto osłem jest, kto baranem.
Więc szarpnął mocno raz, dwa, trzy...
na dole krzyknął ktoś: „och, ach!”
Już sznurek o gałąź haczy,
napręża się i zrobił trach,
brzdęk i pękł. Spadał splątany.
Latawiec wzbił się ponad las
szybując w dal nieskrępowany
na wietrze śmiał się: „widzę was”.
Zagwizdał „fiu, fiu” gdzieś ptak
siedzący między drzewami,
a wrony na to: „krra, tak!”,
bociany: „kle, kle, leć z nami”.
Ej patrzcie, fiknął, opada,
zachwiał się...znów zanurkował
i przodem do góry spada,
...a teraz przód zapikował
w powietrzu robiąc spiralę.
Na drzewie niczym liść zwisa!
Połamał się!...Oj, ma karę...
Tak kończy się lot urwisa.
Czapeczka brudna, dziurawa,
splątany ogon aż strach
i mina też nieciekawa.
Nieszczęście takie, że ach!
Lepiej nie puszczać sznurka,
bezpiecznie wylądować
niż potem w kącie podwórka
bolące części masować.
Copyright by Ewa
Krzywka © 2011 r.
ciotka plotka
Koło dębu sroka z sójką się spotkały.
Gadu-gadu, jak to ptaki, rozmawiały.
W zaufaniu sójka sroce powiedziała,
że się chyba w panu kruku zakochała.
Dał jej wczoraj dwa żołędzie,
ale czy coś z tego będzie?...
Na to sroka ze zdziwienia aż przysiadła,
w oczach szczęście, że wiadomość tę posiadła.
Ledwie sójka srokę pożegnała,
ta pospiesznie piórka przetrzepała
i do kawki z wiadomością zaraz leci:
moja droga, chyba z tego będą dzieci!
Pan kruk w sójce się zakochał - wyobraź sobie!
Wiem na pewno, choć nie mieści się to w głowie.
Mówię ci to w tajemnicy - będzie ślub!
Kawka aż się zakrztusiła, szczerzy dziób,
skrzydłem macha, szybko leci do kukułki
(od niedawna to najlepsze przyjaciółki).
Padniesz zaraz, to jest sprawa niesłychana,
cały las już huczy o tym dziś od rana.
Kuropatwa poślubiła pana kruka!
Już kukułka o tym w lesie głośno kuka.
Podchwyciła tę wiadomość pani czapla
i w szuwarach innym ptakom dalej papla.
Tak szło w las w sekrecie zawsze wszystko.
Podsłuchałam, stojąc przy sitowiu blisko,
że to kaczka ślub dziś wzięła z panem jeżem,
więc powtarzam wam, choć sama w to nie wierzę.
Copyright by Ewa Krzywka © 2012
smaczna kromka
Kromka chleba już od rana
biada,
że jest miękka i do tego blada.
Toster do niej: wskakuj we
mnie,
będzie tobie tu
przyjemnie.
Przyrumienię cudnie boki,
mogę zrobić nawet loki!
Na to kromka, długo nie
czekała,
hyc – wskoczyła, już się opalała.
Druga za nią, jak to jest
na świecie,
chce tak samo – to wiadome
przecież.
Pięknie się dwie
zrumieniły
i na talerz wyskoczyły.
Zimne masło myśli sobie:
takie ciepłe kromki obie...
więc się na nich położyło
i natychmiast rozpuściło.
Przyszła Ania, w kuchni głodna
siadła,
apetyczne kromki z miodem
zjadła.
Czy po to się opalały, aby
Ani smakowały?...
Copyright by Ewa Krzywka © 2012
szkodliwa złość
Na drzewie mrówka drugiej coś w złości mówiła,
na pewno dzisiaj bardzo się na coś wkurzyła.Na drzewie mrówka drugiej coś w złości mówiła,
Tupała przy tym gestykulując bez przerwy
i spadła z drzewa całkiem nieżywa - przez nerwy.
Leciała osa, zoczyła mrówkę i zjadła.
Po kilku chwilach z bólu żołądka też padła.
Zjawił się szerszeń i osę pożarł ze smakiem.
On też niedługo skonał w boleściach pod makiem.
Widziała żaba, myśli - przysmaczek, skoczyła.
Gdy go przełknęła, zaraz w boleściach się wiła.
Pomyślał motyl, co siedział na czubku kija:
złość jest trująca - kolejno wszystkich zabija!
Copyright by Ewa Krzywka © 2013
żaba i zebra
Miku – fiku, fu – miku,
siedzi żaba na chodniku,
zła okropnie.
Jak nie zostać rozjechaną?
Ruch potworny, bo to rano,
w deszczu moknie.
Chciała przejść na drugą
stronę,
auta jadą jak szalone,
więc rozsądnie
patrzy w lewo, potem w
prawo.
Chyba utknę tutaj –
brawo,
to już po mnie!
Nagle zebra, bez pośpiechu,
idzie z siatką gdzieś do
sklepu
po zapasy.
Widzi, żaba jest w rozterce,
a że dobre miała serce,
więc swe pasy
na ulicy położyła.
Przejdź po białych pasach
miła
– żabie rzekła.
Żaba jej podziękowała,
z pasa na pas poskakała
i uciekła.
Copyright by Ewa Krzywka © 2013
wyspa
Pływał w falach sztuczny kraj.
Rządził nim nadęty Naj.
Nos do góry, w środku siedział
i najlepiej wszystko wiedział.
Naj – to Krzysio był z przeciwka
(ciemne włosy, krótka grzywka).
Tak koledzy go nazwali
przez to, że się ciągle chwalił.
On; najzręczniej muchy łapał,
na najwyższy płot się wdrapał,
miał najlepsze samochody
i największe zjadał lody.
Kraj był wyspą kolorową,
nadmuchaną i gumową,
na niej palma z kokosami,
obok pałac z okienkami.
Chociaż wyspa całkiem duża,
Naj sam pływał – wszystkich wkurzał.
Nawet dwie armaty były!
Raz, gdy obie
wystrzeliły,
słychać było wielki syk
i powietrze wyszło w mig.
Na dno poszedł z gumy kraj.
Głupią minę zrobił Naj.
Najśmieszniejsze w tym to było,
że powietrze uchodziło
także z Krzysia. Stał w kapoku,
a w basenie dzieci z boku
tak się głośno z niego śmiały,
że się zrobił całkiem mały.
Czasem zwykłe małe dziury
mogą spuścić w dół nos z chmury.
Copyright by Ewa Krzywka © 2013
Jasio to obżartuch wielki,
lubi ciastka i karmelki.
Oj, apetyt ma nie lada!
Przy nim ginie czekolada.
Wszystko zjada jak za dwóch,
potem stęka – boli brzuch!
Wciąż do kuchni się podkrada,
i zapasy z szaf wyjada.
Zawsze mówi, że nic nie je,
a sam aż się z tego śmieje.
Zjadł zająca, mikołaja
z cukru, potem słodkie jaja.
Taki z niego wielki chwat,
że i słonia nawet zjadł!
Słoń był duży, z czekolady,
nasz zuch dał słoniowi rady.
Raz pochłonął ciepłe pączki,
chyba dziesięć i gorączki
wielkiej dostał – ból okropny!
Jęczy, stęka, cały mokry.
Przyszedł doktor – słucha, bada
i Jasiowi tak powiada:
to jest za łakomstwo kara,
w końcu się przebrała miara!
Jeść z rozsądkiem – wielka sztuka.
Taka z tego jest nauka.
Copyright by Ewa Krzywka © 2013
kot
Kot rozbójnik inne koty
wciąż napadał – też dla
psoty.
Drapał, szarpał, gryzł –
no cóż
- tylko się unosił kurz.
W walkach stracił jedno ucho.
Nie popuścił nawet muchom.
Ciągle chodził potargany,
ogon cały poszarpany.
Zobaczyłam go na płocie
- brudny, wytarzany w błocie.
Zapytałam: co byś chciał?
A on na to słodkie:
miauuuu.
Może byś się napił mleka?
On zaś jakby na to czekał.
Mru mru, mru mru –
odpowiada,
już przy moich nogach siada.
Teraz leży na kanapie.
Najedzony mruczy, chrapie.
Pochowane ma pazury.
Już nie w głowie awantury.
Gdy do domu późno wracam,
on z radości coś wywraca.
Tak, z wielkiego
rozbójnika,
domowego mam psotnika.
Copyright by Ewa Krzywka © 2012
malarka
weszło do ogrodu słonko
weszło do ogrodu słonko
obudzeni – żuk z biedronką
w kroplach rosy twarz
umyli
i ubrania odświeżyli
na zielonym stole
wystawione czary
kwiatów pełnych smaków –
pyłki i nektary
do syta się posilili
stary żuk zasnął po
chwili
biedronkę ogród zachwycił
barwami za serce chwycił
sztalugi ze źdźbła
zrobiła
a na nich liść rozłożyła
maluje z werwą pędzlami
bajkowy obraz – farbami
zlatują się z nieba ptaki
kukułki wróble i szpaki
zwabione farb kolorami
siadają obok grupami
to mistrzostwo pędzla – ćwierkają
kukają
zachwycone dziełem w kółko
wychwalają
a w ogrodzie poruszenie
przyleciały wnet
szerszenie
rozglądają się warzywa
co to ptaki tak porywa
patrzą – a tu kolorowo
wiercą się i kręcą głową
bzyczą szumią i zgrzytają
gdy jej obraz oglądają
burak czerwony ze złości
dynię rozdęło z wściekłości
ogórki zazdrość już kisi
fasoli raczej to wisi
kalafior zamyka oczy
a w środku robak go toczy
spojrzenia zawistne mają
z niesmakiem się
odwracają
chwast – złośliwy wielce –
do góry wyrasta
rzucił długie cienie – po
słońcu i basta
zasmuciła się biedronka
patrzy – obok wzdęta
stonka
pyta więc ją – co zrobiłam
czym was dzisiaj tak
wkurzyłam
na to żuk zbudzony
zgiełkiem
ziewnął przeciągając
z wdziękiem
machnął leniwie odnóżką
mówi – nie przejmuj się
duszko
gdy coś lubisz – rób to
dalej
i z talentem pędzlem szalej
zawiść gryzie jak zły
pies
kiedy rozum kradnie bies
każdy kto ma olej w
głowie
– to jest piękne – tak ci
powie
Copyright by Ewa
Krzywka © 2008 r.
puszysta zabawa
Wyszło piórko na podwórko
i spotkało zwinny wiatr.
Spytał: Puszku dokąd
idziesz?
Ono na to: zwiedzić
świat.
To po drodze nam
Puszeczku
oparł wietrzyk ucieszony.
Chodź, zabiorę cie ze
sobą,
pozwiedzamy obce strony.
Wyruszyli w świat szeroki
z lekkim piórkiem zwiewny
wiatr,
zostawiając wciąż na
niebie
swojej drogi biały ślad.
Piórko chmurką jest
puszystą,
roztrzepaną czapkę ma.
Wietrzyk psotnik wciąż
figluje,
w chowanego sprytnie gra.
Przemykają nad dachami.
Wiatr raz ciągnie ją raz
pcha.
Uśmiechają się do ciebie.
Ich zabawa wiecznie trwa.
Czasem spotkasz ich
przypadkiem
spacerując razem z
dziadkiem.
Krążą tak już lata
długie.
Będzie kilka setek lat,
a za każdym okrążeniem
pozmieniany widzą świat.
Copyright by Ewa Krzywka
© 2008 r.
polowanie na motyle
Groźny krokodyl wstał
wściekły rano,
bo na śniadanie nic mu
nie dano.
Głód ściska, skręca,
grają wnętrzności,
przekrwione oczy pełne ma
złości.
Przeczyścił zęby, minęła
chwila,
pomyślał: dzisiaj złapię
motyla.
Siatkę przerzucił
sobie przez ramię,
z zacięciem ruszył na
polowanie.
Stanął na łące z torbą
przy pasie.
Jeśli nie motyl to
wpadnie ptaszę.
Niezgrabnie biega, siatką
wywija,
trudno utrzymać mu
trzonek kija.
Motyle sprytnie go
omijają,
śmieją się, drażnią , na
nos siadają.
Wściekłość rozsadza
ogromne cielsko,
stracił cierpliwość
całą - anielską.
Nagle coś spada na niego
z góry,
pysk mu krępuje, wiąże
pazury,
wkłada biedaka do ciemnej
paki..
- Żegnajcie ryby, żaby,
ślimaki!
Oj nędzny finał mu
zgotowano.
Nie on motyla - jego złapano.
Wiec w swej pamięci
proszę zachować
by na motyle już nie
polować.
Jeśli zaś życie tobie
obrzydło,
zaczniesz polować – możesz
wpaść w sidło.
Copyright by Ewa
Krzywka © 2009 r.
królowa balu
Hej, w przedszkolu wielki bal!
Przystrojona każda z sal;
serpentyny, balony,
kolorowe pompony,
dzieci pięknie ubrane,
za rośliny przebrane.
Ogrodowa niedziela!
Jest sałata, morela,
orzech, rzepa i gruszka
żółty narcyz, pietruszka.
Miedzy nimi nadęta
róża w kolcach, przejęta,
czy zostanie królową,
najpiękniejszą, balową!
Gdy zagrali "łamańca",
proszą różę do tańca.
Ten co tańczyć z nią chciał,
zaraz w krzyk: oj, ał, ał!
Jej kolcami pokłuty,
wolał iść do cykuty
albo tańczyć z fasolą –
zresztą wszyscy ją wolą,
więc koronę dostała,
i królową została!
Bo choć tylko zielona,
to najmilszą jest ona.
Najeżyła się róża,
pociemniała jak burza:
zrzucę kolce – będę miła!
Właśnie tak postanowiła.
Copyright by Ewa Krzywka © 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz